Tomasz Pindel został wyróżniony w 11. edycji Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za tłumaczenie książki „Bestia. O ludziach, którzy nikogo nie obchodzą” Óscara Martíneza. Jak napisano w uzasadnieniu wyróżnienie przyznano za „przekazanie w soczystej polszczyźnie potocznego wielogłosu książki”.  Sam tłumacz o pracy nad przekładem Bestii Óscara Martíneza pisał tak:

„Dobry tekst jest radością tłumacza. Przy czym „dobry” oznacza często „trudny”, a w każdym razie „wymagający”. Z czego płynie logiczna konkluzja, że kłopoty to coś, co tłumacze lubią szczególnie. I chyba rzeczywiście tak jest, to znaczy tekst napisany stylem płaskim i bez niespodzianek tłumaczy się gładko i sprawnie, ale dość szybko robi się nudno. Tam, gdzie są wyzwania, tam się coś dzieje.

Bestia Óscara Martíneza kilka wyzwań faktycznie stawiała. Przede wszystkim jest to bardzo dobry tekst. A – jak to ładnie napisał Stanisław Barańczak, niby o poezji, ale uwaga to przecież uniwersalna – nadrzędna zasada jest taka, żeby dobrego tekstu nie tłumaczyć na zły.

Owa jakość prozy Salwadorczyka opiera się na dwóch elementach. Tam, gdzie mówi reporter, mamy do czynienia ze stylem literackim, efektownym – ale nie efekciarskim, to nie jest temat, który by zachęcał do zabaw – zwięzłym i precyzyjnym, acz pozwalającym sobie na pewne zabiegi z pisarskiej górnej półki. To z pewnością nie jest styl gazetowy, tylko (do czego my, czytelnicy w Polsce, jesteśmy tak przyzwyczajeni) prawdziwa literatura: oczywiście faktu, ale zarazem piękna. I tę giętką frazę Martíneza trzeba było koniecznie oddać.

Zaś tam, gdzie reporter oddaje głos swoim bohaterom – nieanonimowym migrantom, którzy z Gwatemali, Hondurasu, Salwadoru i innych krajów prą przez Meksyk ku Stanom Zjednoczonym, narażając się na potworne i w zasadzie gwarantowane niebezpieczeństwa – tam słyszmy język autentyczny. Martínez mieszka w Salwadorze, ta środkowoamerykańska hiszpańszczyzna jest dla niego naturalna, to nią rozmawiał ze swoimi bohaterami i w niej te dialogi zapisał. To język kolokwialny, dosadny, ale pełen swoistej melodii i wdzięku; często niespecjalnie zrozumiały nawet dla rdzennych użytkowników hiszpańskiego z innych geograficznych rejonów. Oczywiście nie da się wymyślić środkowoamerykańskiej polszczyzny, a wprowadzanie jakichś polskich regionalizmów to ślepa uliczka, bo niby dlaczego taki Gwatemalczyk miałby mówić w dialekcie małopolskim, na przykład? Kwestie wypowiadane przez migrantów trzeba było zatem oddawać w nienacechowanej regionalnie ulicznej polszczyźnie.

Wreszcie kwestia realiów: to przecież reportaż, a więc tekst mocno zakorzeniony w opisywanej rzeczywistości. W tłumaczeniach beletrystycznych mam raczej skłonność do spolszczania wszystkiego, co się da; tutaj zdecydowałem się zostawić niektóre oryginalne terminy i wprowadzić je w tekst, bo choć można by je przetłumaczyć albo znaleźć nawet wierne odpowiedniki, często są to słowa-klucze, swoiste językowe emblematy opisujące tamten świat. Dlatego w przekładzie znaleźć można coyotes, maras, ficheras i inne.

Prawda jednak jest taka, że choć oczywiście tekst wymagał namysłu i poszukiwań, to praca nad nim szła bardzo potoczyście, co w ogóle jest cechą świetnych literacko książek: one cię porywają i same niosą, polskie frazy płynnie wyskakują spod klawiszy (co oczywiście nie znaczy, że nie trzeba potem nad tekstem przekładu mocno popracować).

Tak – choć w kontekście tematyki Bestii brzmi to dość niestosownie – takie teksty jak reportaż Martíneza są radością tłumacza”.

„Bestia. O ludziach, którzy nikogo nie obchodzą” Óscara Martíneza znalazła się w ścisłym finale nagrody. Za najlepszy reportaż literacki jury uznało książkę Katarzyny Kobylarczyk „Strup. Hiszpania rozdrapuje rany”. Gratulujemy wszystkim finalistom.